Zadzwonił telefon. Profesor podniósł słuchawkę.
- Tak, słucham.... Przy telefonie panie komisarzu.... Tak, wiem że była, ale nic ponadto.... Gdzie?... Na stacji?... Powyżej?... Acha, tak to było.... Rozumiem.... Mieliśmy kłopoty, wyłączył nam światło.... To możliwe, jeden z moich ludzi próbował... Jednak! Miło mi to słyszeć.... Oczywiście.... Dobrze, zadzwonię za kilka minut. Żegnam pana.
Wszyscy w pokoju patrzyli na szefa w napięciu. Profesor powoli, spokojnie odłożył słuchawkę na miejsce, rozejrzał się po wpatrzonych w siebie twarzach i podniósł do góry brwi, w geście wyrażającym zdziwienie.
- Czy coś się stało, że tak na mnie panowie patrzycie?
- Co mówił komisarz, panie profesorze? - nieśmiałym, cichym głosem zapytał Borg. - Co się stało?
- Ach, komisarz. Byłbym zapomniał. Rozbił im się jakiś śmigłowiec, przy wejściu do metra. Nigdy nie miałem do nich zaufania, brzęczą gdzieś nad głową, niby kontrolują drogi, a korki i tak się robią i tak.
- Czy ktoś zginął?
- A dlaczego? Czy każda katastrofa musi się zaraz kończyć ofiarami? - Profesor nabijał się z nich. Drwił w żywe oczy, a oni nie śmieli zapytać go wprost. W końcu uśmiechnął się z zadowoleniem. - Dobrze, powiem wam, bo się nigdy nie dowiecie. Mało brakowało, żeby śmigłowiec zabił kilkadziesiąt osób, bo leciał prosto w tłum wychodzący z metra na placu Kardynalskim. W ostatniej chwili, kiedy był o kilkadziesiąt metrów od tłumu, nagle zaczął wyrównywać lot. Nie zdążył i rozbił się o pomnik, ale podobno nikt nie zginął. Jest kilku rannych. Za kilkanaście minut powinienem wiedzieć coś więcej. Być może, że to panu się udało. - Profesor zwrócił się do Gene. - Kiedy został wyzerowany komputer lotniska, autopilot śmigłowca przejął kontrolę nad maszyną i próbował ją wyprowadzić z lotu nurkowego. Pan resetował tamten komputer?
Gene pokiwał głową.
- No to bardzo możliwe, że to pan uratował tych ludzi. Proszę się za bardzo nie cieszyć, bo to nic pewnego, ale niewykluczone że zostanie pan bohaterem. Przynajmniej w gazetach. No, może nawet w telewizji coś o panu powiedzą...
- Mówił pan, że te śmigłowce nie są tłokowe.
- I dalej to podtrzymuję. Albo coś przegapiliśmy, albo tego zbioru nie było na dysku. Nie wiem, zresztą sami sobie chyba panowie zdajecie sprawę z tego, na ile sposobów można nas oszukać.
Najbliższe pół godziny zajęły gorączkowe dyskusje. Przeciwnik musiał swój program umieścić w komputerze lotniska albo przed rozpoczęciem kontroli jego konta, albo, co było również prawdopodobne, dysponował jeszcze jednym numerem konta i przekazał dane korzystając z niego. Na wszelki wypadek z powrotem wprowadzono kontrolę przesyłanych zbiorów o określonej wielkości. Prezes Romman znów musiał się tłumaczyć. Aby uniknąć kłopotów w razie następnego wyłączenia prądu, część komputerów na piętrze podłączono do awaryjnego zespołu generatorów Comnetu, a najbardziej zaangażowane osoby, czyli Gene, Borg i Petras, miały opuścić gmach i pojechać gdzie indziej. Po długiej dyskusji stanęło na tym, że najlepszym miejscem będzie Krata i dom hackera. Szanse, że tam zostaną wykryci, były minimalne.
już mi starczy co było dalej?