Próbowano także zdobyć kolejną wersję programu, który spowodował katastrofę. Niestety, po awaryjnym zresetowaniu komputera musiało minąć kilka godzin, zanim odzyskanie czegokolwiek było możliwe, więc z tego śladu należało na razie zrezygnować.

Po zakończeniu dyskusji i prac przygotowawczych, mających zabezpieczyć zasilanie, Rius usiadł z powrotem do klawiatury. Ledwie jednak uzyskał połączenie z "twardym człowiekiem", na ekranie pojawił się kolejny czerwony napis na czarnym tle: "To wasz koniec." Od tego momentu konto WA211205 było nieaktywne.

- Cóż, dopóki go nie ma, nic nie jestem w stanie zrobić. - Rius był zmartwiony swą nieprzydatnością. Borg próbował go pocieszyć.

- Niech się pan nie martwi, nic się nie stało. Czegoś się pan przecież o nim dowiedział.

- Ale stanowczo za mało. W dodatku teraz sytuacja jest jeszcze groźniejsza niż była. Do tej pory ten człowiek realizował swój plan od niechcenia, jedną ręką, zajmując się przy okazji innymi sprawami. Teraz jest zły i zrobi wszystko co umie, żeby dobrać nam się do skóry. Już nie komukolwiek w tłumie, ale konkretnemu wrogowi. To znacznie gorsze.

- Z jakiego konta pan pracował w trakcie rozmowy z nim? - wtrącił się do rozmowy hacker.

- Nie wiem. Z tego, które było aktywne, kiedy siadałem do komputera.

- To było moje konto, prywatne. Nie należące do waszej Grupy. Czyli stało się coś bardzo dziwnego. Skąd on wiedział gdzie nas szukać i gdzie wyłączyć prąd?

- To proste - powiedział Borg. - Ten facet znał numer konta, z którego pracujesz, od momentu kiedy dobrałeś mu się do dysku. Nie wiemy skąd, ale je znał. Sprawdził oficjalnie w rejestrach Comnetu, do kogo należy konto, musiał słyszeć o twoim aresztowaniu, bo o tym słyszeli prawie wszyscy, a już zadzwonić na policję i dowiedzieć się, że jesteś tutaj na przesłuchaniu, to żaden problem. Proste.

- Nie do końca.

- Dlaczego? Tak musiało być, każdy by cię w ten sposób znalazł.

- Nie każdy. Mnie w rejestrach Comnetu też nie ma, tak jak i jego. Musiał wcześniej wiedzieć, że ja to ja, że właścicielem konta o numerze BB200211 jest niejaki Petras M., zamieszkały, karany i tak dalej. Już po raz drugi dochodzę do wniosku, że muszę tego gościa znać i to całkiem nieźle, bo chyba nikt obcy nie umie połączyć mojego nazwiska i mojego numeru konta.

- Myślisz, że lepiej żebyśmy zostali tutaj, zamiast jechać do ciebie?

- Nie, jeżeli dostaniemy się do środka domu przez garaż, nikt nie będzie wiedział że wróciłem. Mam przynajmniej taką nadzieję.

- Czy ktoś jest w domu?

- Nie powinno być nikogo, matka wyjechała na tydzień do rodziny na wieś.

Zanim wsiedli do samochodu, którym razem ze sprzętem hackera mieli pojechać na Kratę, była dwunasta. Najwięcej czasu stracili, czekając na nowego strażnika, który miał zastąpić poprzedniego, czuwającego przez całą noc. Pierwszy ze strażników spał oparty nosem o klawiaturę, przed ekranem z napisem "Play again? y/n".

Chodniki i ulice były mokre po deszczu, który niedawno spadł, ale świeciło słońce. Po drodze przejeżdżali obok budynku Sądu Miejskiego. Za dwa tygodnie miała się tu odbyć rozprawa przeciwko Petrasowi.

już mi starczy                  co było dalej?