Rozległy się zgrzyty przesuwanych krzeseł, gwar rozmów i pisk czyichś gumowych butów o plastikową wykładzinę leżącą na podłodze. Profesor ze swoim zastępcą skierowali się do gabinetu. Gene, Borg i hacker podeszli do automatu z kawą. Borg wetknął swoją kartę kredytową w szczelinę.

- Wszyscy?

Odpowiedziały mu dwa kiwnięcia głową. Naciskał trzy razy guzik na obudowie automatu, za każdym razem na wysuwanym pulpicie pojawiał się kubek z kawą. Podeszło do nich kilka osób i zaczęli rozmawiać. Przede wszystkim chodziło im o poznanie i obejrzenie Petrasa, toteż hacker kręcił się nerwowo w miejscu, czując się jak małpa, wystawiona na pokaz. Po chwili nie mogąc znieść rzucanych na niego niby od niechcenia spojrzeń poszedł do pokoju. Usiadł blisko okna i obserwował miasto, jeżdżące po ulicy samochody i latające już automatyczne śmigłowce obserwujące ruch wszystkich pojazdów. Drzwi do pokoju otworzyły się, do środka zajrzał strażnik, bacznie przyjrzał się sytuacji, po czym z powrotem wyszedł. Po chwili Petras usiadł przy swoim komputerze. Siedział przed klawiaturą może pięć minut, nie dotykając jej. Potem wstał, podszedł do szklanej ściany i oparł czoło o zimną szybę, dzielącą go od chłodnego jesiennego poranka. Niebo było dość czyste, tylko pojedyncze chmury zasłaniały miejscami błękit. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale szczyty chmur były już różowe, oświetlone zza horyzontu pierwszymi tego dnia promieniami. Hacker obserwował widoczne w oddali samoloty i sterowce, startujące z lotniska międzynarodowego. W tej pozycji, opartego o szybę i zamyślonego, zastał go Gene, gdy wszedł do pokoju.

- Zapadła decyzja, będziemy z tym szaleńcem rozmawiać. Ma przyjechać psycholog z Komendy Głównej. Chcesz przy tym być?

Hacker oderwał się od szyby. Na czole miał odciśnięte czerwone kółko.

- Dobrze - powiedział zgaszonym głosem.

- Co ci jest? Dziewczyna cię rzuciła?

- Nic. Nie może mi się humor zepsuć?

Gene wzruszył ramionami i wyszedł, zostawiając Petrasa przy oknie.

O ósmej dwadzieścia konto WA211205 znowu dało znak życia, jednak jego właściciel nie robił niczego podejrzanego. W kilkanaście minut później przyjechał psycholog. Był to duży facet, metr dziewięćdziesiąt wzrostu, z zaczątkami łysiny i potężną rudą brodą. Na oko mógł mieć trzydzieści pięć lat i sto kilkanaście kilo. Nazywał się Carlos Rius. Szybko ustalono, że będzie pracować w pokoju, w którym siedział już hacker. Gene był bardzo ciekawy, jak Rius da sobie radę z komputerem. Nie mając zbyt wysokiego mniemania o humanistach siadających przy klawiaturze obawiał się nawet, że z pomysłu rozmowy z nieznanym przeciwnikiem nic nie wyjdzie, ale mile się rozczarował. Psycholog korzystał z komputera z wyraźną wprawą, widać było, że jest to jego normalne narzędzie pracy.

- Jakie to konto? - zapytał Rius, kiedy już się wygodnie usadowił przed monitorem.

- WA211205. Tu na drugim monitorze będziemy mogli obserwować, czy konto jest aktywne, czy nie. Na wszelki wypadek proszę korzystać ze standardowego programu komunikacyjnego, żeby nie wzbudzać podejrzeń.

już mi starczy                  co było dalej?