- Nowe wiadomości na temat akcji "Szympans"?

- Tak. Chwilowo jest spokój, bo osaczyli małpę w damskiej toalecie i czekają na weterynarza.

- A to jest on, czy ona?

- Ten weterynarz?

- Nie, ten szympans.

- Wiesz że nie wiem. Zapomniałem zapytać. Ale nie będę teraz dzwonić drugi raz. Idę do szefa, powiedzieć mu że na razie na lotnisku panuje względny spokój.

- Poza małpą?

- Poza małpą.

O szóstej rano, mimo że nic nowego się nie wydarzyło, Delahay na wszelki wypadek zarządził pobudkę dla wszystkich członków Grupy. Po kilkunastu minutach gdy śpiwory i materace zniknęły z podłogi, a sale przestały przypominać przytułek noclegowy, odbyła się kolejna odprawa. Profesor poinformował wszystkich o wykryciu fragmentów kodu sterującego silnikami tłokowymi i urządzeniami elektrowni atomowej, oraz o odcięciu elektrowni w Masce od Info1. Delahay przyznał, że jego poszukiwania wśród ludzi dysponujących odpowiednim wykształceniem nie dały rezultatu. Gene nie miał nic nowego do dodania - nie udało mu się razem z Borgiem i Petrasem wykryć nic ponadto, co znalazł trzy godziny wcześniej.

- Czy ktoś chciałby coś dodać? Jakieś pomysły, sugestie? Ktoś czegoś nie rozumie?

Przez chwilę panowała cisza. W końcu podniosła się Sue Nance, młoda dziewczyna, świeżo po studiach. Do Grupy trafiła przez przypadek, ale okazało się, że był to przypadek szczęśliwy. Dziewczyna miała głowę na karku, inne części ciała też na swoim miejscu, a przede wszystkim dysponowała niemal niewyczerpanymi zasobami optymizmu i entuzjazmu do tego co robiła. Teraz nie wyglądała zbyt korzystnie, z podkrążonymi oczami po nieprzespanej nocy, ale potrzeba działania w niej nie wygasła. Musiała zabrać głos.

- Czy nie możemy spróbować porozumieć się z tym człowiekiem? Znamy jego numer konta, więc wystarczy spróbować się z nim połączyć i porozmawiać. Może uda się go odwieść od jego planów, może przynajmniej dowiemy się o co mu chodzi?

- Pani młodzieńczy entuzjazm bywa rozbrajający, ale nie sądzę, by zrobił wrażenie na człowieku, który ma już w tej chwili około stu ofiar na sumieniu. Zresztą nie wiem, kto mógłby się zająć tą rozmową. Pani? Może pan profesor? A może ja? - Delahayowi nie podobał się ten pomysł i usiłował go ośmieszyć. - Co mu pani powie? Żeby był grzeczny?

- Chwileczkę, kapitanie. Pomysł nie jest wcale taki zły. Z terrorystami rozmowy prowadzą fachowcy, przygotowani do tej pracy i jestem pewien, że nasza policja też nimi dysponuje, zresztą to pan powinien się w tym lepiej orientować. Ja jestem za tym pomysłem. Dziękuję pani, pani Nance. Czy ktoś jeszcze?

- Panie profesorze, czy nie można wysłać normalnej ekipy, żeby poszukała tego faceta? Mamy jego numer konta, znamy już kilku hackerów, może oni będą coś wiedzieć? Może któryś z nich będzie potrafił pomóc? - Głos zabrał Don Feldberg, jeden ze starszych członków Grupy.

- Spróbować można, ale obawiam się, że to nic nie da. Mieliśmy tego przykład w naszych poszukiwaniach Petrasa, zresztą obecnego tutaj. Jego numer konta był znany wielu osobom, niektóre znały go z Comnetu bardzo dobrze, ale nikt nie potrafił nam powiedzieć nawet jak ma na imię. Oczywiście można pchnąć inspektora Mayera tym śladem, ale nie sądzę, by do czegoś doszedł. Czy są jeszcze jakieś sprawy? Nie ma? W takim razie odprawa skończona. Pan zajrzy teraz do mnie do gabinetu - te słowa były już skierowane do Delahaya.

już mi starczy                  co było dalej?