- Jest. Nikt nie odbiera. Następny numer... dwa, cztery. Znowu nic. Za chwilę się wścieknę. - Przełożył słuchawkę do lewej ręki i wytarł prawą dłoń mokrą od potu o spodnie. - Jeszcze raz po kolei. Dwadzieścia jeden,...

Gene chodząc pod nosem wygłaszał szeptem monolog, z którego pojedyncze słowa docierały chwilami do Petrasa - cholera... najmniejszy... chyba dwieście... i w drobny mak...

- Niech ktoś podniesie tę cholerną słuchawkę. - Martin był już purpurowy na twarzy. - Halo! Co się tam u was dzieje!... Jak to nic? Od kwadransa usiłuję się dodzwonić pod jakikolwiek numer! - Słuchał przez chwilę - Kto? - Po drugiej stronie słychać było głośne krzyki, brzęk tłuczonego szkła i syreny policyjne. - Skąd?... Jak to?... Rozumiem.... Dobrze, dziękuję. - ostatnie słowa powiedział już spokojniej, chociaż ręce mu drżały tak, że z trudem trafił słuchawką w widełki. Potem zaczął się śmiać. Najpierw lekko chichotał, potem głośniej, aż w końcu rżał na całe gardło. Zanosił się śmiechem tak, że aż mu łzy ciekły ciurkiem po policzkach. Wszyscy w pokoju patrzyli na niego z niedowierzaniem, nic nie rozumiejąc. Powoli im też zaczął się udzielać ten nerwowy, wariacki śmiech. Pierwszy nie wytrzymał i parsknął strażnik, po nim po kolei Gene i Petras. Po chwili wszyscy czterej trzęśli się ze śmiechu.

- Co się stało - wykrztusił w końcu hacker, trzymając się lewą ręką za brzuch. - Mów wreszcie do cholery, co tam się dzieje?

- Szympans. - Borg z trudem łapał powietrze. Powoli atak śmiechu mu przechodził, ale ilekroć próbował powiedzieć choć słowo, śmiech znowu zwyciężał i wylewał się z niego jak Niagara. - Ktoś chciał lecieć samolotem z szympansem. - Udało mu się na tyle opanować, że mógł mówić, wycierając rękawem oczy. - Małpa oswojona i na ogół grzeczna, ale nie lubi mundurowych. Zobaczyła bagażowego i rzuciła w niego czymś, jakimś śmieciem. Wybuchła awantura. - Znowu przez chwilę się śmiał, ale tym razem krótko. - Bagażowy narobił wrzasku, a małpa zaczęła demolować salę odlotów. Wszystkie telefony były zajęte, bo starali się ściągnąć weterynarza z ogrodu zoologicznego, żeby małpę uspokoić. Słyszałem policję, jakieś wrzaski, sodoma i gomora. Za chwilę powinno być po wszystkim.

Wziął do ręki słuchawkę i zaczął ponownie wystukiwać numer. Tym razem połączył się od razu, bez żadnych kłopotów.

- Dobry wieczór, mówi Martin Borg z Grupy Ścigania Przestępstw Komputerowych, u państwa powinien być ktoś od nas, czy mógłbym z nim mówić?... Dobrze, poczekam - odwrócił się od słuchawki - "Gdzieś tu go widziałam" - powiedział cienkim głosem, naśladując swoją rozmówczynię. - O, cześć. Słuchaj, mamy podejrzenia, że możecie być celem ataku tego wariata.... Tak. Nic się nie działo?... Dobra, na wszelki wypadek co kilka minut sprawdzaj czy nie masz czegoś dziwnego w pamięci.... Tak.... Wiesz, my kontrolujemy cały czas, ale mimo to już nam wyciął kilka numerów.... No.... Dobra.... Nie, chyba nie będzie tak źle.... Co?... Na pewno wiemy że się szykuje na samoloty z silnikami tłokowymi, ale z tego nie wynika że na inne nie.... Wiem, słyszałem, nie mogłem się do was przez to dodzwonić.... Coś ty?... No dobra, to cześć. Pilnujcie się!... Cześć!

już mi starczy                  co było dalej?