- Gdzie jest ten program?

Przez następną godzinę w pokoju panowała cisza, przerwana tylko cztery razy. Raz, gdy wrócił strażnik i trzy charakterystyczne trzaski obwieściły otwarcie puszek z Colą. Trzy razy Petras pytał czy Borg albo Gene wiedzą już dlaczego coś w programach jest tak, a nie inaczej. Na pierwsze pytanie mogli odpowiedzieć twierdząco, pozostałe skwitowali wzruszeniem ramion - oni też chcieliby wiedzieć. W końcu Petras odwrócił się od monitora.

- Koszmarny program. - Borg i Gene pokiwali głowami na znak zgody. - Nigdy bym tego tak nie zrobił. Prościej by było wywalić z niego te procedury modyfikujące i zastąpić je jedną. Ale to właściwie nieważne.

- Zgadzam się. Nieważne. Poznajesz czyjś styl? Wiesz kto to mógł napisać?

- Nie. To było tak na oko pisane w kilku językach, a potem łączone w jedną całość. Kilka języków, kilka kompilatorów, a po drodze jeszcze program optymalizujący, żeby namieszać. Nie ma szans, żeby kogoś konkretnego rozpoznać.

- To teraz sprawdź tych swoich kumpli i podaj nam na nich namiary.

- A nie można by tego zrobić inaczej?

- Jak?

- Podłączcie mnie do sieci, a ja ich wysonduję, tak że nawet nie będą wiedzieć że ktoś ich maca.

- Chyba kpisz.

- Wasza sprawa. Ja już swoje powiedziałem. Nawet jeśli bym wam dał namiary na tych gości, to i tak nic nie zrobicie. Uciekną wam zanim się obejrzycie, zwłaszcza teraz, po tym jak ja wpadłem. Wykasują wszystkie dane, albo je zakodują i szukaj wiatru w polu, zęby sobie połamiecie.

- On ma rację, tak będzie. Ale ja tej decyzji nie podejmę, tu potrzeba kogoś wyżej - Borg wstał ze swojego krzesła i zaczął nerwowo krążyć po pokoju. - Najlepiej chyba będzie iść z tym od razu do Kingery'ego, bo Delahay będzie mieć setki kontrargumentów. Poczekajcie na mnie.

Wyszedł z pokoju i ruszył w stronę gabinetu profesora Sivinsky'ego. Szef siedział sam i wyglądał przez okno. Na zewnątrz lał rzęsisty deszcz i woda spływała strumieniami po szybach.

- Panie profesorze, on chce nam pomóc jeszcze bardziej, ale w tym celu trzeba go podłączyć do Comnetu.

Sivinsky spojrzał badawczo na swojego podwładnego.

- Pan mu wierzy?

- Właściwie tak, chociaż oczywiście się boję, że wytnie nam jakiś numer. Ale wydaje mi się, że mniej ryzykujemy podłączając go sieci, niż biernie czekając na następny ruch tego szaleńca. A obawiam się, że ten ruch może nastąpić w każdej chwili. W metrze już mu się nie uda, bo tam siedzi dwóch naszych ludzi i pilnują sytuacji, ale nasi ludzie nie mogą być wszędzie, jest tyle miejsc, które on może niemal bezkarnie zaatakować, że strach o tym myśleć. Dlatego jeżeli Petras proponuje że przeprowadzi atak, to ja bym był za tym, żeby ten atak przeprowadzić.

- W jaki sposób on to sobie wyobraża?

- Jeśli dobrze rozumiem o co mu chodzi, to on też nie wierzy, żeby to mógł być ktoś zupełnie nowy. Jego propozycja jest taka, że on posprawdza w jakiś sposób wszystkich tych, których zna, tak, żeby ich nie spłoszyć. Do tego jest mu potrzebny Comnet.

- Dobrze. Porozmawiam z komisarzem Kingery, a pan niech przygotuje połączenie z Comnetem, ale takie żeby rejestrować wszystkie ruchy Petrasa, żebyśmy wiedzieli co i jak robił.

już mi starczy                  co było dalej?