- To znaczy, że mamy cię posadzić przy komputerze, a ty łaskawie sprawdzisz czy możesz coś dla nas zrobić?

- Mniej więcej.

- To może od razu dam ci klucze od celi, zasłonię oczy, policzę do stu, a potem krzyknę "szukam!" i zaczniemy od początku?

- Czemu nie. Zresztą, jeśli mi nie dacie gwarancji, że pomoc wam mi się opłaci, to i tak nie macie co na mnie liczyć.

- Obiecać, to my ci nic nie możemy. Ale jak nam pomożesz, to rozdmuchamy sprawę i zrobimy z ciebie bohatera. Takie rzeczy robią wrażenie i możesz liczyć na łaskawość sędziego.

- Weź jeszcze pod uwagę, że będziesz mógł przez kilka godzin posiedzieć przy komputerze i nie będziesz musiał przez ten czas liczyć much na suficie i ścianach.

- Muchy w październiku? To coś nowego. Ale argument jest dobry. Zobaczę co mi się uda zrobić.

Szybko ustalili szczegóły. Petras nie miał wygórowanych wymagań. Poprosił tylko o swój komputer i dyskietki, żeby mógł korzystać ze znanego sobie sprzętu i oprogramowania. Delahay był nieuchwytny, ale komisarz Kingery był u siebie w biurze i po chwili wahania wyraził zgodę na "przesłuchanie Petrasa w charakterze świadka na terenie Grupy Ścigania Przestępstw Komputerowych". Załatwienie formalności związanych z wypuszczeniem hackera z aresztu zajęło ponad dwie godziny. Trwało to tyle głównie przez plutonowego Tregera, strażnika który miał pojechać z nimi pilnować Petrasa. Treger miał wyraźne kłopoty z pisaniem i wypełnienie trzech potrzebnych druków nieomal przekraczało jego możliwości. Kiedy wyszli przed budynek i skierowali w stronę samochodu, zbliżało się południe. Wiał porywisty wiatr, na niebie kłębiły się chmury, przesłaniające błękit, który jeszcze nad ranem prześwitywał między obłokami. Do centrum było kilka kilometrów, które przejechali w pół godziny, szczęśliwie omijając olbrzymi korek na jednym z sześciu mostów łączących oba brzegi rzeki. Po katastrofie w metrze, jego główna linia północ-południe była zablokowana i wielu niedzielnych kierowców wyprowadziło samochody żeby dojechać do pracy. Nie usprawniło to komunikacji na ulicach miasta.

Trzydzieści minut spędzone w samochodzie pozwoliło im na zapoznanie Petrasa z sytuacją i na tyle dokładne, na ile to było możliwe, opisanie mu programów EKSP, SUWN i METR. Strażnik patrzył na nich mętnym wzrokiem. O komputerach wiedział mniej więcej tyle, co inspektor Mayer, lecz w odróżnienie od niego widział w nich nie wyrób zaawansowanej technologii, ale diabelską maszynę, dzieło szatana i wszystkich innych złych mocy istniejących na świecie. Broń Boże nie był przesądny i nie wierzył w diabły ani duchy, ale te komputery... Aż go ciarki przechodziły.

W pokoju który przedtem zajmowali Borg i Gene, dostawiono dodatkowe biurko, na którym postawiono sprzęt Petrasa. Na wszelki wypadek komputera nie podłączono do sieci. Hacker usiadł przed klawiaturą.

- Mogę dostać coś do picia?

Po krótkich przetargach udało się wyprawić do baru dwa piętra niżej strażnika. Miał przynieść kilka puszek Coli. Nie przyznał się do tego, ale z ulgą wychodził z pomieszczenia, w którym stało pięć komputerów i wszystkie naraz migały i brzęczały.

już mi starczy                  co było dalej?