- Co jest? Odezwij się wreszcie.
- Rozmawiałem z izbą przyjęć szpitala miejskiego. - Borg mówił cichym, załamującym się chwilami głosem, jakby nagle wyschło mu gardło. - W metrze była katastrofa. Kazali im przygotować się do przyjęcia co najmniej osiemdziesięciu rannych. Podobno w innych szpitalach też kazano przygotować sale operacyjne.
- Czyli ponieśliśmy klęskę. Nie udało nam się zapobiec temu co się stało, mimo że to przewidywaliśmy. - Profesor też nie podnosił głosu. - Co robimy dalej?
- Proponuję następujące działania - Delahay był zdecydowany i chłodny. Choć z wykształcenia był informatykiem, od dziesięciu lat pracował w policji, najpierw w swoim zawodzie, przy konserwacji komputerowego rejestru skazanych, potem jako inspektor śledczy. Ostatnio oddelegowano go do Grupy, bo rozumiał i informatyków i policjantów. Teraz okazało się, że wybór był słuszny, Delahay potrafił podjąć szybką i rozsądną decyzję, gdy sytuacja tego wymagała. - Wszyscy którzy kontrolowali sieć, robią to dalej, ze zdwojoną uwagą. Gene pojedzie do metra, żeby sprawdzić jak tam działał program METR i dlaczego go przegapiliśmy. Pan, panie Borg, pojedzie do nadawcy METR-a, do inspektora Mayera, żeby na miejscu zorientować się z kim mamy do czynienia i czego jeszcze możemy się spodziewać. - Rozejrzał się dookoła. - Na co jeszcze czekacie? Do roboty.
Kilka osób niezbyt przychylnie skomentowało wypowiedź Delahaya, ale nikt nie zrobił tego głośno. Po chwili sala wyglądała tak samo jak kilkanaście minut wcześniej.
Do rana nie wydarzyło się nic specjalnego, nie udało się też zdobyć żadnych istotnych informacji. Pod adresem nadawcy programu METR Mayer z Borgiem znaleźli włączony, podłączony do sieci komputer. W ciągu dwóch, może trzech minut, Borg wiedział już, że nie dowie się niczego ponad to, co wiedział wcześniej. Na dyskietce znajdującej się w jedynej stacji komputera, znajdowały się trzy programy. Jeden z nich miał za zadanie wysłać z godzinnym odstępem dwa pozostałe za pośrednictwem sieci do komputera Centralnej Stacji Metra. Sam program był skądinąd bardzo ciekawy, bo zadanie które wykonywał wymagało złamania zabezpieczeń istniejących w sieci Comnet, ale nie wnosił nic nowego do sprawy. Udało się ustalić, dlaczego pierwsza wersja programu METR nie została zatrzymana podczas kontroli. Program ten zaczynał swoje działanie od odkodowania siebie - dlatego nie został zidentyfikowany, gdyż to, co zostało przesłane siecią miało z oryginałem tylko jedną cechę wspólną - długość.
Niewiele więcej szczęścia miał inspektor Mayer. Według dozorcy, mieszkanie od dwóch tygodni stało puste, bo właściciel wyjechał na urlop za granicę. Drzwi wejściowe zamykają się na zamki mechaniczne, nie było cyfrowych. Klucze ma sąsiadka, która dwa razy w tygodniu podlewa kwiaty. Nikogo obcego tu nie było. Sąsiadka, starsza pani w wieku siedemdziesięciu kilku lat, też nie umiała nic powiedzieć, nie pamiętała nawet, czy komputer był wcześniej włączony, czy nie. Nie było w tym nic dziwnego - w gabinecie, w którym komputer stał na biurku, nie było żadnych kwiatów, toteż starsza pani nie musiała tam zaglądać. Kluczy nikomu nie dawała. Próba zdjęcia odcisków palców z klawiatury zakończyła się niepowodzeniem, wszystko było starannie wytarte. Na zamkach brakowało śladów włamania.
już mi starczy co było dalej?