- Jeżeli chce pan sparaliżować działanie całego miasta, proszę bardzo. Ale pomijając to, że w ciągu kilku godzin zostanie pan zlinczowany przez mieszkańców, nigdy nie uda nam się wtedy wykryć autora dotychczasowych awarii i autor eksplozji nie zostanie znaleziony, a jego szukanie jest chyba pańskim obowiązkiem, prawda? - profesor nie przepadał za takimi ludźmi jak Mayer. - Niech pan pamięta, że wszystkie informacje przesyłane za pośrednictwem sieci mają swojego adresata i nadawcę, którymi mogą być kolejna ofiara, którą można ostrzec i sprawca, którego można aresztować.
- To nie można sprawdzić, kto nadał te dwa programy?
- Nie. Tak dokładnej inwentaryzacji normalnie się nie prowadzi. Cała inwentaryzacja jest tylko po to, żeby było wiadomo kto ma ile zapłacić, więc przy połączeniu odpisuje się od konta nadawcy koszt przekazania danych, konto odbiorcy pozostaje niezmienione. Można dokonywać pełnej inwentaryzacji, ale jest to bardzo kosztowne, w sensie czasu i ilości urządzeń, które trzeba zaangażować. Teraz oczywiście to zrobimy.
- Dobrze, przejdźmy do rzeczy. Ile czasu potrzebujecie, żeby przygotować kontrolę danych? - komisarz podjął już decyzję. Nie miał zbyt szczęśliwej miny, bo zdawał sobie sprawę z tego, co będzie się dziać przez najbliższych kilkanaście godzin. Sieć Comnet była jednym z dwóch głównych systemów nerwowych miasta i jakiekolwiek zaburzenia jej działania musiały spowodować kłopoty w całej okolicy.
- Myślę, że wystarczą nam dwie godziny. Brałem udział w projektowaniu tej sieci i jej oprogramowania, więc mogę się tym zająć. Trzeba zacząć od skontaktowania się z panem Rommanem, Prezesem Spółki Comnet.
Przez następne dwie godziny całe piętro zajmowane przez Grupę wyglądało jak rozrzucone kijem mrowisko. To samo działo się trzydzieści pięter niżej, tam gdzie znajdował się komputer nadzorujący Comnet. Technicy Grupy i Spółki uwijali się jak w ukropie, żeby możliwie szybko połączyć wszystkich fachowców na czterdziestym piętrze z komputerem z dziesiątego. Trzeba było w tym celu wyłączyć jedną windę, której szybem spuszczono grubą jak ramię wiązkę kabli. Po godzinie i czterdziestu pięciu minutach wszystko było gotowe, po kwadransie kontrola przesyłanych zbiorów stała się faktem. Każdy podejrzany zbiór był najpierw przeglądany przez specjalnie napisany w międzyczasie program, który szukał w nim określonego wzorca. Wzorcem był fragment wycięty ze zdobytych rano programów. Następnie, jeśli było to konieczne, podejrzany zbiór trafiał na czyjś monitor, gdzie był kontrolowany dodatkowo.
Tego dnia wieczorem w gabinecie Prezesa Rommana telefon dzwonił bez przerwy i wszyscy domagali się natychmiastowego poprawienia sytuacji. Prezes ze stoickim spokojem tłumaczył, że awaria jest bardzo poważna i nie wiadomo kiedy się ją uda opanować. Ilość telefonów zmalała dopiero po dzienniku "Ostatni Dzień Na Ziemi", w którym przed kamerami telewizji pan Romman wyjaśnił wszystkim, że sytuacja jest trudna, ale nie beznadziejna i zaapelował do tych, którzy nie muszą korzystać z sieci, aby się chwilowo wstrzymali i poczekali na lepsze czasy. Na wszelki wypadek żadnego konkretnego terminu usunięcia awarii Prezes nie podał.
już mi starczy co było dalej?