Automat w bufecie był zepsuty, ale na szczęście na ladzie stał przedpotopowy ekspres. Usiedli z kawą przy jednym ze stolików i krótko podsumowali to, co już wiedzieli. Młody inżynier był raczej przypadkową ofiarą, nikt kto chciałby go zabić nie mógł liczyć na tak precyzyjne zgranie w czasie eksplozji z jego przybyciem do pracy. Jak doszło do eksplozji z grubsza wiedzieli, ale brakowało kilku kluczowych informacji. Trzeba było dalej szperać i zbierać fakty.

- Nie sądzi pan, że ta pani Anson może coś teraz pozmieniać w komputerze, tak żeby nam utrudnić pracę?

- Nie, panie inspektorze. Miała wcześniej wystarczająco dużo czasu, żeby to zrobić. Jeżeli teraz zmieni coś z tych rzeczy, które nam już pokazała, myślę że jestem to w stanie zauważyć.

Kiedy kończyli kawę, na salę weszła szybkim krokiem pani Anson.

- Wezwałam wszystkich moich pracowników, będą za jakieś pół godziny w komplecie, ale nie dlatego tu teraz przyszłam, żeby panów zawiadomić. Znalazłam ten program, EKSP, który jest przyczyną nieszczęścia. Nie wiem skąd się wziął, ale jest na dysku, między naszymi programami.

- To ciekawe, ale chyba poczekamy na innych. Niech pani siada, poczekamy aż się wszyscy zjawią i wtedy będziemy rozmawiać na ten temat dalej. Może kawy?

- Nie, dziękuję.

Rozmowa nie kleiła się. Po kilku minutach Patterson wstał od stołu, przeprosił na chwilę i wyszedł z sali. Zanim wrócił po kwadransie, z zadowoloną miną, inspektor próbował wymyśleć pytania, które pozwoliłyby mu dowiedzieć się czegoś nowego, w miarę możliwości ważnego dla sprawy, nie ujawniając jego ignorancji w sprawach dotyczących komputerów. Dopiero gdy milczenie przeciągnęło się ponad miarę, przyszło mu do głowy, że może dowiedzieć się czegoś o ofiarze.

- Czy znała pani tego inżyniera, który zginął?

- Holta? - po milczeniu inspektora Anson zorientowała się, że nie zna on jeszcze nazwiska ofiary. - On nazywał się Rick Holt. Czy go znałam? Dwa razy lepiej niż pana.

- To znaczy?

- Z panem rozmawiam od kwadransa, z nim rozmawiałam przez pół godziny. Sympatyczny chłopak, trochę nieśmiały.

- Wie pani o nim coś bliższego?

- Garść szczegółów, nic specjalnego. Mieszka - zawahała się - to znaczy mieszkał, gdzieś niedaleko stąd, bo przychodził do pracy na piechotę. Dwa lata temu skończył studia, gdzieś na wschodzie, ale nie wiem gdzie. Kawaler, a przynajmniej nie nosił obrączki. Niegłupi gość, zrobił na mnie pozytywne wrażenie, wyglądał na kompetentnego, ale nie przemądrzałego. Jak pan chce, mogę panu pokazać jego dane personalne, mamy je na dysku.

- To za chwilę, jak przejdziemy do Centrum.

W tym momencie wrócił Patterson. Nie zauważył, albo tylko udał że nie widzi pełnego dezaprobaty spojrzenia szefa i spokojnie z uśmiechem powiedział:

- Ponieważ ani ja, ani mój szef nie jesteśmy specjalistami informatykami, na wszelki wypadek wezwałem fachowca, z Grupy Ścigania Przestępstw Komputerowych, żeby mógł nam pomóc w pracy. Co ekspert to ekspert.

Mayer spojrzał na Pattersona nieco przychylniej. Nie przyszło mu do głowy, że można ściągnąć policyjnego informatyka, bo też Grupa była zupełnie nowa, istniała dopiero od kilkunastu tygodni. Założono ją po serii kradzieży pieniędzy w licznych bankach. Banki były różne, waluty były różne, jedno się nie zmieniało - kradzieży dokonywano przy pomocy komputera podłączonego do sieci informatycznej, pieniądze znikały bez śladu, wykrywano to dopiero po jakimś czasie, najczęściej podczas robienia bilansów. Trzeba przyznać, że informatycy z Grupy nie brali pieniędzy za nic - a były to naprawdę duże pieniądze, kilka razy większe od pensji inspektora Mayer. W ciągu pierwszych dwóch tygodni pracy udało im się wykryć kilku hackerów, ciągnących duże zyski z nielegalnej działalności. Wskazali też sprawcę kradzieży pieniędzy, a przynajmniej ich części. Co do pozostałych kradzieży, nie wiadomo było, czy dokonał ich ktoś inny, czy tylko brak dowodów przeciwko oskarżonemu. Nazywał się Petras, miał dziewiętnaście lat, pracował przed południem jako rozwoziciel mleka i był genialny. Od śmierci ojca mieszkał razem z matką. Jak twierdził, nie złapano by go nigdy, gdyby wiedział że Grupa istnieje i go ściga. Wszystko wskazywało na to, że wiedział co mówi.

już mi starczy                  co było dalej?