Po niespełna dwudziestu minutach w drzwiach bufetu pojawiło się dwóch facetów. Byli podobnego wzrostu, ale na tym ich podobieństwo się kończyło. Jeden był chudy jak szczapa, z krótkimi wąsami i zmierzwionymi włosami, drugi raczej krępy, w okularach, ostrzyżony na jeża. Rozejrzeli się po sali i podeszli do stolika.
- Inspektor Mayer? - zapytał ten krępy. Trochę się zacinał na spółgłoskach, zwłaszcza na początku wypowiedzi. Potem szło mu znacznie lepiej.
- To ja.
- Jesteśmy z Grupy Ścigania Przestępstw Komputerowych. Ja jestem Gene, ten chudy nazywa się Borg. Na imię obaj mamy Martin.
Po krótkiej prezentacji, Mayer zaproponował przejście do centrum. W pokoju czekało już na nich sześć osób, podwładnych pani Anson. Inspektor zajął się nimi, korzystając z pomocy asystenta, który uzgadniał w razie potrzeby szczegóły techniczne, związane bezpośrednio z komputerami. W krytycznych momentach Mayer rzucał mu spojrzenie pod tytułem "proszę panie Patterson, teraz pana kolej", a następnie słuchał ze znudzoną miną, udając że wszystko jest dla niego absolutnie zrozumiałe. Gene i Borg siedzieli przy komputerze i dokonywali jakichś swoich czarów, wywołując chwilami szmer wśród stojących im za plecami chwilowo wolnych pracowników centrum. Kiedy Mayer i Patterson przystąpili do przesłuchiwania trzeciej osoby, Borg gwałtownie wstał od klawiatury i wybiegł z pokoju, trzymając w ręku dyskietkę. Gene wstał również, bez takiego pośpiechu i podszedł do inspektora.
- Mogę z panem chwilę porozmawiać na osobności?
Ponieważ akurat w tej chwili przesłuchanie i tak prowadził Patterson, Mayer skinął potakująco głową po czym rzuciwszy w stronę asystenta - Niech pan działa dalej - odszedł razem z Gene w stronę okna, przy którym nikogo nie było.
- Sprawa jest bardzo śmierdząca - powiedział Gene. - O czwartej rano w fabryce Garringtona uległa zniszczeniu suwnica. Była zdalnie sterowana, tak samo jak ta instalacja tutaj. Tam też ktoś doprowadził do katastrofy w sposób świadomy. Co więcej, tam też znaleźliśmy program, którego być nie powinno. Nazywał się SUWN i był chyba bardzo podobny do EKSP-a, którego znaleźliśmy tutaj. Obawiam się, że możemy mieć duże kłopoty w najbliższym czasie. Muszę panów tu zostawić i jechać do nas, do Grupy. Proszę nic nikomu nie mówić i prowadzić swoje śledztwo, ale mało prawdopodobne, że od tych ludzi uda się panu czegoś rewelacyjnego dowiedzieć.
Grupa Ścigania Przestępstw Komputerowych miała swoją siedzibę na czterdziestym piętrze drapacza chmur stojącego w centrum miasta. Budynek był własnością prywatną, jego poszczególne piętra były dzierżawione różnym instytucjom. Piętro zajmowane przez Grupę było przedtem zajmowane przez redakcję miesięcznika komputerowego, toteż nie trzeba było specjalnie przebudowywać pokoi ani kłaść nowych instalacji - redakcja była silnie nasycona sprzętem, w każdym pomieszczeniu stało kilka komputerów. Tak to wyglądało i teraz, mimo że gospodarz uległ zmianie. We wszystkich pomieszczeniach, na jasnych, poustawianych niedaleko siebie stołach stały klawiatury i monitory. Przy większości stołów znajdowały się stojące na podłodze, wysokie na półtora metra stojaki na kółkach. Na stojakach większą część przestrzeni zajmowały pudła z dyskietkami, obok nich leżały pliki papieru i drukarki. W pokojach na całym piętrze słychać było ciągły szum wentylatorów, brzęczenie drukarek i sygnały wydawane przez komputery. Na monitorach kolorowe litery, znaki i rysunki zmieniały się co chwila, tworząc razem z gwarem rozmów wrażenie bezładu i chaosu. Były to jednak tylko pozory, za którymi kryła się dobrze zorganizowana praca. Tu odbywało się głównie kontrolowanie różnych podejrzanych programów, bądź obserwowanie poczynań hackerów podłączonych do sieci komputerowych. Do prac wymagających maksymalnego skupienia uwagi, wzdłuż północnej ściany budynku wydzielono szesnaście pokoi, w których panowała cisza i spokój. Dwa z tych pokojów były gabinetami formalnego szefa Grupy, profesora informatyki tutejszego uniwersytetu i jego zastępcy, kapitana Delahaya, faktycznie dowodzącego całym przedsięwzięciem. Dzięki tej dwuwładzy informatycy pracujący w Grupie nie czuli się tłamszeni przez tępawy aparat policyjny, a tępawy aparat miał świadomość pełnej kontroli działań naukowców i koordynacji ich postępowania z innymi sekcjami policji. W trzecim pomieszczeniu Borg i Gene pracowali nad zdobytymi rano programami.
już mi starczy co było dalej?